weekend troche mi się rozciągnął albo może przyspieszył. zaczął się w środę w poznaniu i kurna już nie chciał się skończyć. czwartek - powrót z poznania. szybka wycieczka wrocławskimi śladami jana pawła II z 2 miłymi paniami z bristolu. nie miałem jeszcze takiej. chodziłem pod kościół św. elżbiety i pokazywałem ten obciachowy witraż z papieżem i językami światła... nie lubie go, wygląda jak z klatki schodowej fabryki śrubek.
no nic. następne 3 wieczory to kontynuacja melanżu. czwartek wieczór na urodzinach u kasi pelczar. kasia jest jedna z najdobrzejszych ludzi jakich znam. ostatnio wizyty u niej są jeszcze lepsze, bo zawsze załapuje sie na coś do jedzenia. a kasia, która twierdzi, że nigdy nic nie gotowała wypieka teraz takie rzeczy, ze szok. znalazła jakiś blog koleżanki kasi tusk, która gotuje i robi zdjęcia tego co ugotowała i ni z tego ni z owego sama zaczęła skrobać po teflonie drewnianą łyżką. quiche urodzinowy był przekoniem.
piątek, chyba juz tradycyjnie z lewym i brendą. bifor na racławickiej. przyszedł maciek, który gdzies zaginął w przestrzeni ostatnio. później do centrum, tam zbiórka składów z różnych drużyn wrocławskich melanżowników. dużo sie działo tej nocy. był salwador i Envee, puzzle i Jedynak, forma i Viadrina. After znów u lewego i brendy. Nie wiem jak się skończyło, bo przyjąłem za dużo. Ale chyba bez wstydu.
sobota. urodziny martyny i oliwki. w pałacu u martyny. wcześniej spotkałem Ziemniaka. z krzyk poszliśmy na zacisze praktycznie na piechote. U martyny sporo ludzi. Alkoholu też sporo. Zrobiliśmy piękną uwerturę do późniejszych zabaw w mieście. W centrum znów Forma. Lubie ten klub choc nie na 100% jestem fanem housików. Tą noc znowu jak cygan zakończyłem nie w swoim domu, bo spałem u bucza.
Niedziela była najlepsza, bo wyborcza. Wstaliśmy w miare wcześnie, jak na to co się działo nocy poprzedniej. U bucza znalazło się jeszcze pare innych przybłęd. Była jagoda jeszcze i kacper. To był dzień mojego gotowania. Najpierw zrobiłem zajebistą sałatkę z grzanką. Zrobiłem też niesamowite wrażenie na publice moją internetową sztuczką - wydmuchując ugotowane jajko ze skorupy, zamiast obierać.
Później do centrum aby spotkać sie z martyną i were. Razem przy kawie odtwarzaliśmy sobie poprzednią noc. Później were był na tyle spoko, że rozwiózł nas wszystkich po lokalach wyborczych, a jeszcze później jagoda zaprosiła nas na chate i ugotowaliśmy zajebiste tajskie żarcie. Niedziela już na spokojnie dobiegła końca. Dojechałem do swojego domu po raz pierwszy od 4 dni. Brudny. Zęby tylko miałem umyte bo nauczony doświadczeniem ostatnich 4 miesięcy już nigdzie się nie ruszam bez szczoteczki do zębów. Jest ważniejsza od skarpet na nogach.
0 komentarze: