niech zstąpi koń twój i odmieni oblicze ziemi

chwile mnie nie było. troche zgubiłem czas i zapomniałem o blogu. na szczęście, biorąc pod uwagę statystyki z zeszłego miesiąca, picie wódki nie dominowało nad innymi zajęciami, takimi jak praca albo inne. a przynajmniej nie tak bardzo.

strona what's up wroclaw sie kroi i wykluwa w bólach. chujowe jest to, ze takiego bloga moge se pisać godzinami i mam jakikolwiek pomysł na klecenie tych durnych postów. a jak przyjdzie zapełniać strone tekstami o wycieczkach po wrocławiu i o działalności w ogóle, które sobie sam wymyśliłem kurde, to siedze 3h przed kompem i nie moge wyprodukować nawet 5 zdan. mam chyba problem z pisaniem tekstów, które nie zawierają bluzg i takich, które brzmią jakby pisał je zrównoważony typ. no nic. jak sie odpali to od razu pochwale sie swiatu. a co do firmy, to zdarzyła się zajebista rzecz. dzieki pomocy mojego miłego kolegi jay'a z ameryki udało mi się dostać na tripadvisor i mieć tam swój profil, jako jedyna firma robiąca wycieczki po wro. jaram sie, bo grube amerykany czytają ten portal jak pojebani i bedzie z tego małego zabiegu duzo pieniedzy. at least i hope so.

co sie dzieje jeszcze ostatnio? pogoda lekko z pizdy, wiec wszyscy chyba przygaśli. wiecej siedzenia na chacie. sciagam duzo muzyki. sporo czasu siedze w mojej drugiej po domu noclegowni, u kodziro na chacie. Siedzimy, słuchamy muzyki, rozkminiamy jak zarobic strasznie duzo pieniedzy. Coś tam mu nawet pomagam ostatnio, z racji tego ze i tak nic nie robie, oprócz nienormowanej "pracy intelektualnej". Kodziro ma takiego chujowego fiata seicento przerobionego na cieżarówke. Zwany jest rybowozem. Coś tam czasem dla niego woże tym rybowozem, co klamki ma popsute.

to, że bib teraz mniej w moim zyciu (dzieki ci panie), nie znaczy ze ich nie ma wcale. Odpaliliśmy kolejny "sezon grzewczy". tym razem na rapie. Postanowiliśmy przeniesc "rap szalet" do kawiarni i znowu w artzacie udało nam sie zrobic kawał dobrej imprezy. Było kupe znajomych. Zrobiłem też hamburgiery, które nosiłem po klubie na tacy. Jak już mi sie znudziło, postanowiłem skupić sie na wódce. Zwycięzcą imprezy był Kodziro, co najpierw dzielnie stał na bramce i pieczątki z kotwicą ludziom nabijał, a potem jak skończył i wszedł na dj'ke to zapełnił parkiet i oczywiscie z pomocą kolegów nie odpuścił do końca. Kurwa, było naprawde dobrze. Hamburgiery sie wszystkie tylko nie sprzedały. Ale może to dobrze, bo dojadaliśmy w niedziele. Zebraliśmy się w pare osób na chacie pefki, przynieśliśmy gry planszowe. Wpierniczaliśmy hamburgiery, smazyliśmy frytki i graliśmy w rummikub, który jest zajebistą grą. Było super spoko. Muszę chyba zmotywować znajomych, zeby robic to czesciej. Taka niedziela, gdzie choc troche uruchamiasz mózg, niech poczuje ze jest potrzebny! jednak wujek Maciek powiedział mi coś, z czym muszę sie zgodzic. Powiedział: "Stary, dobre są takie wieczory. Ale tylko w niedziele. Bo chyba nie wyobrażasz sobie, ze w piątek zbierzesz tych wszystkich chlorów na granie w jenge i nie skończy sie na chlaniu wódki i wyjściu gdzieś do klubu." No chyba nie ma co się łudzić... Mi w każdym razie wystarczy niedziela. O wiecej nie prosze.

0 komentarze:

Prześlij komentarz