zeby jeden czlowiek drugiego czlowieka w glowe...

siedze na obn i sie oswajam z nowa chatą. lubie ją, choc straszna tu partyzantka i kurzy sie co najmniej tak, jak na żużlu w sobote na olimpijskim. jaram się śródmieściem. wczoraj byl u mnie maciek i poszlismy na kwadrat. kupe dobrych miejsc, zajebiste punkty usługowe, wszystko blisko. chyba o to chodzilo. ogarnalem swoj pokoj. w koncu nie spie w spiworze, poodkurzalem i umylem podloge na mokro. no i wreszcie wyglada jak pokoj w miare ogarnietego typa, a do takiego tytułu w tym roku pretenduje. chociaz po ostatnim tygodniu znowuż pojawił się element zwątpienia w to moje bycie ogarnietym.

piatek - sezon grzewczy. ludzi sporo ale bez jakiejś specjalnej petardy. spóźniliśmy sie ze wszystkim. z graniem , z rozstawianiem sprzętu ale to byl chyba najluzniejszy dla mnie sezon. duzo wodki. znowu. powrot o jakiejs absurdalnej godzinie.

w sobote za to basar wyciagnal mnie na turniej judo do kątów wrocławskich.... pobudka o 7 rano. nie do wiary ze sie podniosłem. łeb parował mi od alkoholu. ale byłem mile zaskoczony. zajebisty ten sport, nigdy nie obserwowalem judo ale jest mega spoko do oglądania. kac zszedł szybko, nawet poszedlem z miłą anią na spacer po kątach. poszliśmy na rynek, na targ i potem na boisko. palilismy szlugi i sluchalismy rapu z komórki. dramat te kąty wrocławskie. pociąłbym sie jakbym mial tam mieszkac. no nic to. jak juz stamtąd wrocilem, to szybki ogar i strzala na bifor urodzin splendid. sporo znajomych. kosma pociął sobie warge ukruszoną szyjką od browaru i poszlismy do loginu z kropkami jego krwi na kurtkach, bo kretyn pluł na wszystkich. dalej tego nie moge doczyscic. w kazdym razie w loginie spoko. dużo klaskania kolanami. jakieś przypały prosto z liceum ogólnokształcącego, kiedy z karoliną i kasią poszliśmy zrobić gin z tonikiem do kibla i ochroniarz nas dojechal i pogonil z klubu. smieszne to bylo. tej nocy zalapalem jeszcze urodziny radka. byla chyba 4 jak tam wbilem. jedyny nie ubrany elegancko. tanczylem do piosenek rockowych. chyba bylo spoko. ta noc znowu skonczyla sie za pozno.

niedziela. pierwsza zbiorka ziomków na kwadracie. najpierw sniadanie u lewego na somalii. zrobilem chleby z dziurką i uratowałem sobie i innym ten dzien, bo dobre polskie tłuste śniadanie ratuje jak nic innego. pozniej zabralismy ziemniaka i jego dziewcze na kawe do rozrusznika. spoko dzien. duzo slonca, coraz wiecej czuc tej wiosny w powieczu. widzialem jakies ptaki co chyba wracają na słoneczną zipere tutaj. najblizszy weekend w ogole juz zapowiada sie plenerowo. zycze sobie mniej alku, bo chyba przegialem z tym weekendem.

2 fajne rzeczy wydarzyly sie ostatnio. pierwsza - lewy w piatek zaprosil mnie do siebie do audycji do radia luz i poprowadzilismy ja razem. puszczalismy muzyke i gadalismy o niej. super spoko, naprawde mi sie podobalo. gadalismy tak, jakbysmy siedzieli na balkonie paląc szlugi, w sensie luźno. a jak juz zadebiutowalem w jednym radiu, to w niedziele mialem powtorke. u druha sławka w audycji. super ekstra. smieszny ten slawek. gadalismy o imprezach rapowych. wyglada jak hipis, z kolczykiem w uchu i kolorowej koszuli. jakby mi ktos powiedzial 13 lat temu, kiedy w radiostacji sluchalem kazdej jego audycji, ze bede jego gosciem, to moglbym nie uwierzyc.

no i ostatnia sprawa. dzis oficjalnie założyłem firme i nie ukrywam ze to specjalny dzien dla mnie. szczescie w polaczeniu z jakimis dziwnymi obawami. w kazdym razie 13.03.2012 zostanie zapamietany. oby tylko dobrze. ide posluchac hadesa. numer zimna krew slyszalem juz dzisiaj jakies 600 razy i nie chce zmieniac. juz dawno nie slyszalem tak madrego polskiego rapu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz