pobudka o 7. jaram się. lubie odpalać dzień wcześnie. jest czas na gazetową sesję, przynajmniej ze 3 blogi muzyczne, spoko śniadanie i porobić coś mądrego co przynosi pieniądze. a propos śniadania. dziś pomyślałem o jakimś innym. wymyśliły mi się rogaliki francuskie. pamietam je z belgii i z paryża jak byłem u kosmy. tanie, chrupkie, nie za słodkie, zapychają i siedzą z kawą jak mało co do jedzenia. liczyłem, że dam rade je kupić w piekarni, którą mam z kilometr od chaty ale w tej z pizdy małomiasteczkowej okolicy, która mizernie próbuje udawać elegancką dzielnicę wrocławia dla ludzi sukcesu nie było to możliwe. było za to opór chleba pytlowego i jakiegoś z takimi ziarnami, co nawet ich nazw nie pamiętam za 8 zeta, bo przecież mieszkam na przedmieściach dubaju i nie mam problemu żeby wywalać 8 zeta na mały chleb. nienawidze tego. w pobliskim supermarkecie ten sam dramat. zero problemu, żeby kupić pastę truflową na włoskim stoisku ale o musztardę sarepską to już czasem trudno. kurwa, gdzie ja mieszkam. co ci ludzie z kwadratu robią? jajka pastą truflową smarują?
jagoda zaprosiła mnie na bal dyplomowy w piątek. spoko. ja przecież kocham bale, więc głupotą byłoby odmówić. zwłaszcza, że będzie w browarze mieszczańskim. same przyszłe stomatologi naokoło przebrani w gajery a la lata 20. nawet se do fryzjera poszedlem wczoraj. nie zeby specjalnie na bal. miałem już dobrą padakę na głowie i włosy w uchu nie są spoko nawet dla mnie. poszedłem zatem do mojego ulubionego zakładu "regina" na śródmieściu. on mnie nigdy nie zawiódł choć zawsze wydawało mi się, ze mojej fryzury nie da sie spierdolić przez nikogo. nawet murarz by sobie poradził... bo chyba każdy fryzjer jest w stanie zrozumieć polecenie "na górze sciąć centymetr, a po bokach i z tyłu jeszcze troche krócej". nie jaram się fajnymi fryzurami. chce mieć po prostu krótsze włosy. mimo to nowocześni styliści wrocławscy, do których miałem nieszczęście trafić ze 3 razy w życiu mają dość spory problem z tą komendą i nie kminią, że nie każdy typ ma ochotę wyglądać jak te wszystkie super chłopaki, które pozują do sesji KMagu albo innego magazynu o niczym. pozują na prześwietlonych fotach, na grubym ziarnie, paląc papierosy, stojąc na molo albo huśtając się na huśtawkach z koleżankami w kurtkach chuligankach....
ile ja się nacierpiałem u tych z dupy fryzjerów. to doświadczenie niczym rozmowa z arabskim kierowcą autobusu. wymiana zdań, z której nikt nic nie rozumie.
- hej, jestem paula. (nota bene kocham jak fryzjer od razu wita się ze mną jak dobry kolega, żeby przełamać lody i żeby było spoko jak programach na MTV. brakowało mi tylko przyjaznego uścisku albo takiego hollywoodzkiego buziaczka w policzek, gdzie tak na prawde nie dotykasz policzka ustami, tylko delikatnie przytulasz się policzkami. kurwa w stanach są chyba jakieś specjalne zajęcia z tych "buziaczków").
- mateusz...
- to co robimy z twoimi włosami?
- na górze proszę sciąć centymetr, a po bokach i z tyłu jeszcze troche krócej. (zachowuje się formalnie. nie chcę się kolegować z paulą. właściwie to nie specjalnie lubie gadać z fryzjerkami. nie żeby były głupie czy coś. jestem towarzyską osobą i nie mam problemu z gównianymi gadkami z nieznajomymi ale nie zawsze mam ochotę się zbytnio zaprzyjaźniać, zwłaszcza z paulą...)
- a co z grzywką? cieniujemy? na którą stronę się zaczesujesz? (zaczyna się. leci potok pytań, których nie jestem w stanie zwizualizować i zaczynam odczuwać stres, bo nie wiem jak się do nich ustosunkować. liczyłem, ze po pierwszym pytaniu wysłowiłem się na tyle, zeby paula could get busy with fuckin' scissors
- nie wiem, na którą stronę się zaczesuję - odpowiadam. pokazuję jej dłonią jak to robię. przyklepuje te włosy dłonią, prawie tak, jak głaszczę mojego kota.
- aaa. czyli na prawo. to od dzisiaj będziesz zaczesywał się na lewo. (brzmi prawie jak rozkaz. no ale jak tu nie wierzyć. ona jest stylistką i śledzi trendy w modzie i wizażu).
- czemu na lewo? chyba lubie tak, jak zazwyczaj to robię. (próbuję dopytać skąd te zmiany)
- bo masz ładniejszy lewy profil! (ja pierdole. co ty paula wiesz o moim profilu. siedzisz w tym napchanym kosmetykami salonie, który bije ostrym światłem jak u dentysty i strzyżesz jakichś spedalonych chłopców co przez pół dnia zastanawiają się kiedy w końcu do pull and beara przyjdą te nowe wyjątkowe rurki w bladej czerwieni, które będą w sprzedaży tylko w 3 salonach w polsce i muszą się spieszyć, żeby to oni byli tymi szczęśliwcami. wszystko w salonie naturalnie oplecione jest ładną muzyką w tle a la Cafe del Mar vol. 33 albo Buddha Bar vol. 633) albo inne chill outowe ścierwo. te wszystkie salony chyba się nimi wymieniają jak tazosami.
Ten wywiad o niczym trwa pewnie jeszcze z 3 dalsze minuty. W końcu poddaję się bo nie jestem w stanie dalej tego ciągnąć i krótko ucinam - paula. zrób tak, żeby było ładnie.
Paula zadowolona zabiera się do roboty. Myje mi głowę drogim szamponem. Używa z 6 par różnych nożyczek, zagaduje mnie rozmową, której nie chce prowadzić, bo już od progu chyba byłem wkurwiony że w jakiś sposób tam trafiłem. Strzyżenie mojej głowy trwa jakieś 45min... Nie do wiary. Od "stylisty" wychodzę" bez 45zł i wyglądam jak ciota z jakąś płetwą z tyłu głowy. Do tej pory nie pojąłem paradoksu płacenia dużych pieniędzy po to, żeby się denerwować.
Pyta mnie jeszcze paula czy mi się podoba. Nie mam zdrowia, zeby powiedzieć jej że jest najchujowiej. Chyba przede wszystkim dlatego, ze nie miałbym siły jej wytłumaczyć tego że chujowo "pocieniowała". I co to kurwa za śledź z tyłu... Mówie jej że spoko i wychodzę czym prędzej.
3 razy w życiu miałem sytuacje, ze zrezygnowałem z fryzjera, na rzecz "stylisty". Nie bede się tłumaczył dlaczego to zrobiłem bo pewnie sam teraz nie wiem. Było to o 3 razy za wiele w każdym razie. Dzięki bogu znalazłem "reginę" w tym roku.
Chodzę tam 9 miesięcy. Strzyże mnie taki wysoki misiowaty typ z bransoletką na ręce i krótkimi włosami postawionymi na sztorc. Jest cześkiem jakich mało. Choć strzygł mnie już z 5 razy i ewidentnie mnie kojarzy nie mam pojęcia jak ma na imie. Ja za to wcale od niego nie wymagam, żeby on znał moje. Wpadam do niego. Mówię dzień dobry. On grzecznie odpowiada dzień dobry.
- tak jak zwykle - pyta.
- tak - odpowiadam (on po pierwszym razie zrozumiał i zapamiętał "krócej na górze, a po bokach i z tyłu jeszcze troche krócej).
Panu fryzjerowi więcej nie trzeba. Skrapia mi włosy takim rozpylaczem do wody, którym pewnie róznież podlewa kwiaty na parapecie ale mam to w dupie i jest spoko. Rozczesuje kłaki grzebieniem i z zabiera się do roboty. Używa do tego 2 par nożyczek, a wizyta u niego trwa 20 min. Nie gadamy na siłę. Jak mam mu coś spoko do powiedzenia, to sie dziele. Jak nie, to moge nie odzywać się przez całą wizytę i też nikomu to nie przeszkadza. Czasem zasypiam. Lubię dźwięk mokrych ścinanych włosów. Po wszystkim Pan pyta czy mi się podoba. Odpowiadam, że jakby mi się nie podobało, to przecież bym nie wracał. On mówi, że cieszy go ta odpowiedź. Just like that. Idę do kasy. Za ladą chyba właśnie Pani Regina nasiaduje ale to tylko domysły, bo Reginy nie znam osobiście. W każdym razie wygląda mi na Reginę, a do Regin mam nosa. Płacę 25. Pani Regina mówi dziękuję i szczerym uśmiechem żegna się ze mną, mówiąc że ładnie wyglądam. Cieszy mnie ta Pani Regina. Wolę usłyszeć, że ładnie wyglądam od leciwej Pani Reginki, niż od jakiejś stylistki-lambadziary co lubi sobie jajko pastą truflową smarować.
Czy to takie trudne. Skąd to parcie na sztukę dla sztuki. To tak jak z moim telefonem, co ma wszystkie zajebiste funkcje i moge grać i wchodzić na fejsa i rozpoznawać muzyke z radia. Szkoda tylko, ze gubie zasięg na każdym kroku i nie da sie do mnie dodzwonić. Więc Paula weź się ogarnij i zacznij ścinać włosy. Najlepiej za 25. Choć może to moja wina. Jedras mi kiedys opowiadał jak poszedł do takiego cwanego fryzjera-stylisty. Jakaś super dupa. Mówi, że sie z nią zaprzyjaźnił choć pewnie był u niej ze 3 razy. Jak przyszedł do niej i zapytała go jak chce się ściąć, odpowiedział:
- nie wiem. Ale na pewno wiem jak nie chce się ściąć. I wskazał palcem na wszystkich jej kolegów-stylistów, którzy pracowali w tym salonie z gejowymi fryzurami prosto z najnowszego Vogue. Laska wzieła nożyczki i zrobiła mu najlepszą fryzure jaką miał. Może w tym metoda.